| 0:0 (0:0) | |
TS Rybitwy Kraków | | Strzelcy Kraków |
|
W poszukiwaniu premierowych punktów w Serie A Strzelcy udali się na bardzo bliski wyjazd na stadion Rybitw. Frekwencja wciąż dopisuje i na zbiórce stawiło się 18 osób. Pogoda tego dnia iście tropikalna. Murawa na pierwszy rzut oka wyglądała dobrze, ale było bardzo twarde i miało dużo nierówności.
Po rozgrzewce kontuzję zgłosił Piotr Chwaja. Z nieszczęścia kolegi skorzystał Kamil Kania, który leżał już rozłożony na trawie w oczekiwaniu na oglądanie spotkania z perspektywy rezerwowego,by nagle powstać i rozpocząć mecz od początku. Pierwsza połowa mogła u niektórych wywołać senność. Obydwie drużyny notowały dużą ilość strat i niecelnych podań. Trochę lepiej prezentowali się zawodnicy Rybitw, którzy przeważali fizycznie i próbowali wymieniać dużą ilość podań. Gospodarze mieli dwie dogodne sytuacje do zdobycia bramki, ale raz na wysokości zadania stanął Rafał Juszczyk, a przy drugiej szansie zabrakło precyzji strzelającemu. Strzelcy mieli jedną dogodną szansę, ale Kamil Kania zbyt słabo uderzył i golkiper sparował futbolówkę na rzut rożny. Pozostałe próby ataków kończyły się prostą stratą lub sygnałem dźwiękowym, który wydawał system, z którym biegał sędzia główny, a to oznaczało pozycję spaloną.
Druga część to prawdziwy "rollercoaster". Obydwie drużyny starały się za wszelką cenę wydrzeć trzy punkty, grały bardziej ofensywnie, zapomniały o obronie i to rodziło wiele sytuacji bramkowych. Strzelcy i jest to wydarzenie historyczne w skali klubu....zagrażali głównie po stałych fragmentach gry. Takiej ilości dobrze wykonanych rzutów rożnych w jednym meczu drużyna z Parkowej nie miała od ładnych kilku lat. Swoje szanse po uderzeniach głową mieli min. Krzysztof Rainholc, Karol Czajkowski, Mateusz Kęczkowski oraz wprowadzony w 75. minucie Bartłomiej Wal, którego mocne uderzenie z linii bramkowej wybił "Tomasz Ciastoń z Rybitw". Gospodarze mieli również swoje szanse. Tuż po wznowieniu gry w bardzo dogodnej sytuacji znalazł się skrzydłowy, ale jeszcze lepiej interweniował Rafał Juszczyk. Dwa razy futbolówka ocierała się o poprzeczkę.
Najlepszą okazję zawodnicy z Golikówki mieli 10 minut przed końcem spotkania, gdy grali w osłabieniu (kontuzja i brak zmienników). Michał Sarga zagrał cudowne prostopadłe podanie. Problem polegał tylko na tym, że wykonał to w stronę swojej bramki. Napastnik gospodarzy zerwał się niczym Usain Bolt, uderzył lobem nad Rafałem Juszczykiem....i sędzia odgwizdał spalonego. Komitet protestacyjny otoczył rozjemce, który przyznał się do błędu. Co ciekawe, a to umknęło większości. Gola w tej sytuacji by nie było, gdyż futbolówka lecąca niechybnie do bramki tuż przed linią odbiła się od wystającej grudy ziemi i wróciła z powrotem. Po drugiej stronie bohaterem mógł być Krzysztof Rainholc, który miał dwie bardzo dogodne sytuacje. W pierwszej uderzył w bramkarza. W drugiej (piłka meczowa). Biegł sam na sam, golkiper ustawił się źle (koło bramki), skrzydłowy gości zamiast na bramkę, patrzył na niego. W konsekwencji wygonił się za bardzo na prawo i ostrzelał choinki rosnące za bramką.
Końcowy rezultat nie zadowolił żadnej ze stron. Dla Strzelców jest to historyczny punkt w A-klasie i oby był to dobry prognostyk na przyszłość.