W środę rozegrane zostało zaległe spotkanie z dziewiątej kolejki. Na wstępie słowa podziękowania dla ówczesnego trenera Orła Sidzina Łukasza Torby, który bez problemu zgodził się na przełożenie spotkania, chociaż wcale nie musiał. Zespół z Sidziny poza kilkoma zimowymi sparingami rozegranymi parę lat temu nie był w zasadzie znany Strzelcom. W związku z tym na niedzielne zawody pomiędzy Orłem, a Piastem II Wołowice wysłany został szpieg. Wnioski były bardzo krótkie. Zawodnicy z Sidziny grać w piłkę nawet potrafią, ale mają niesamowitą manię krytykowania i komentowania każdej decyzji sędziego, nawet tej przychylnej dla nich i przy prowadzeniu 3:0. W niedzielę sędzia główny był praktykantem, więc dosłownie pozwolił sobie wejść na głowę. Wystarczyło żeby kolejne zawody poprowadził bardziej doświadczony rozjemca i "efekt kartkowy" gwarantowany.
Jeśli chodzi o obóz gospodarzy, to na meczu całkiem dobra frekwencja. Praca nikomu nie popsuła tym razem szyków. Do składu powrócił nie widziany od dawien dawna Konrad "Kosa" Żabicki. A w pojedynku Rafał Juszczyk na rodzinnym obiedzie vs Rafał Juszczyk na meczu mocne 0-1. W związku z tym trener-selekcjoner Bartłomiej Szewc tym razem tylko selekcjonował, a nie pojawił się w kadrze.
Mecz typowy w wykonaniu Strzelców. Pierwsza połowa wybitna, druga połowa słabiutka. Od początku meczu gospodarze narzucili swoje warunki gry. Spokojnie rozgrywali piłkę od obrony, w środku niepodzielnie panowali bracia Konieczni. Wynik meczu mógł otworzyć Kamil Kania, który biegł sam z futbolówką od połowy, po osiągnięciu "szesnastki zatrzymał się, bo....myślał, że jest spalony. Co się odwlecze.......w 18. minucie niepilnowany w polu karnym Mateusz Kęczkowski otrzymał podanie i przelobował z łatwością golkipera gości. Dziewięć minut później miała miejsce bliźniacza akcja. Mikołaj Pocica dośrodkował piłkę przed pole karne, a lewy obrońca Orła, który od początku spotkania miał pretensję do arbitra o każdą decyzję, artystycznie skiksował (zapewne też przez sędziego), a Kamil Kania podwyższył na 2-0. Tuż przed końcem pierwszej odsłony piłka odbiła się rykoszetem od dwóch obrońców gości i spadła pod nogi niepilnowanego Mateusza Kęczkowskiego, który podwyższył na 3-0. Takim wynikiem zakończyła się pierwsza odsłona i obserwujący mecz z trybun trener Wisły Czernichów uznał, że nic w tym spotkaniu już się nie zmieni i na drugiej połowie się nie pojawił.
Druga odsłona tradycyjnie słabsza, jednak Orzeł nie zdominował gospodarzy tak bardzo, jak w Sobotę Płomień. Zawodnicy z Sidziny oprócz walki ze Strzelcami, cały czas prowadzili krucjatę przeciwko arbitrowi głównemu i jego decyzjom. Prowadzący zawody Piotr Pacia nie poddał się jednak presji i z zimną krwią punktował każde nieprawidłowe zachowania. W 76. minucie wychodzący na czystą pozycję Sebastian Stachel został powalony przez obrońcę gości i decyzja mogła być jedna - czerwona kartka. Dwie minut później honorową bramkę zdobyli zawodnicy Orła. Rajd lewą stroną, dośrodkowanie z pola karnego i napastnik na raty pokonał Rafała Juszczyka. Pięć minut przed końcem obrońca gości za krytykę orzeczeń sędziego otrzymuje drugą zółta kartkę i udaje się do szatni.
W 90. minucie po dośrodkowaniu z prawej strony Michała Sargi, Mateucz Kęczkowski wykorzystuje błąd bramkarza i głową pakuje futbolówkę do siatki ustalając wynik spotkania na 4-1 dla gospodarzy. Końcowy gwizdek sędziego nie był końcem emocji. Goście, którzy po "wyrównanym" spotkaniu przegrali 4:1 otoczyli sędziego i rozpoczęła się litania zarzutów. Oprócz klasycznych: pani lekkich obyczajów, hu..manista, kolega gospodarzy. Padały również bardzo ciekawe - został kupiony. Oczywiście dysponujący wysokim budżetem Strzelcy kupują każde spotkanie. Tylko Kliny płaciły więcej, a na mecz z Czernichowem nie doszedł przelew, stąd te porażki. Efekt końcowy tych wywodów - 3 czerwona dla zawodnika Orła.
Następnie do akcji wkroczyła osoba podająca się za prezesa z Sidziny i rozpoczęła wygrażanie gospodarzom: " Zobaczycie na wiosnę", "..i tak nie wejdziecie", to tylko delikatniejsze określenia. Rozumiemy, że Orzeł Sidzina, który do B-klasy dostał się kuchennymi drzwiami z 3 miejsca z C-klasy z bagatela dwunastoma punktami straty do liderującej dwójki, a w tym sezonie na 30 możliwych punktów uciułał raptem 14, ma ambicje sięgające A-klasy i wyżej. Natomiast nikt w obozie Strzelców nie wstaje rano i nie bije głową w ścianę z hasłem na ustach "A-klasa albo śmierć". Mało tego zawodnicy z Parkowej specjalnie nie palą się do grania wyżej i niestety nie jest ich winą, że na 33 możliwe do zdobycia punkty uciułali tylko 27. Winnych szukałbym pośród rywali, którzy nie potrafią tych słabych Strzelców ograć. A poza wszystkim w sporcie, tym bardziej na poziomie B-klasy trzeba umieć przegrać i po meczu pogratulować wygranym i rozejść się w zgodzie do domu, a następnie wyciągnąć wnioski, aby w przyszłości grać lepiej.
Pozostałe wnioski po tym meczu. Maria Jachym, przyszła ewentualna żona Mateusza Kęczkowskiego jest proszona o przychodzenie na każdy mecz Strzelców, wtedy Sebastian Stachel żeby dorównać strzelecko swojemu koledze z ataku będzie musiał przyprowadzać dwie i być podwójnie zmotywowanym. W najbliższą Sobotę na zakończenie tej rundy wyjazd do Borku Szlacheckiego na mecz z tamtejszą Borkowianką. Początek o godzinie 13.30, następnie tradycyjne zakończenie na obiektach klubowych.
Informacje o kadrze Strzelcy Kraków